Bajka na dobranoc :)
A u nas za oknem wiatr, kręci się burza, gałęzie rzucają cienie i straszą. Kto nie może zasnąć dla tego bajka na dobranoc o potworach zmierzchu:)
Potwory zmierzchu
Pod okna Kwiatowego Zamku cicho zakradał się zmierzch. Królewicz Bławatek skończył właśnie układać zabawki, kiedy usłyszał, ze niania Aksamitka woła go do kąpieli. Bławatek od zawsze uwielbiał się kąpać, więc czym prędzej pobiegł do łazienki. Wspaniała wanna w kształcie kwiatu lilii napełniona była ciepłą wodą. Wokoło unosiły się tęczowe strzępki piany, które przy każdym ruchu powietrza tańczyły wokoło i zapraszały do kąpieli. W całej łazience unosił się delikatny zapach lawendy. Bławatek z przyjemnością wciągnął noskiem pachnące powietrze, szybko się rozebrał i wskoczył do wanny. Ach co to była za przyjemność taka kąpiel po całym dniu nauki i zabawy. Nawet mycie zębów wydawało się nie takie trudne jak zwykle. Siedząc wygodnie w wannie patrzył przez okno na zapadającą noc i jego wspaniały nastrój powoli zaczął znikać. Za oknem hulał wiatr, nocne chmury biegły po niebie jak psy gończe ścigające się na polowaniu. Wielkimi krokami nadchodził zmrok.
Bławatek nie lubił zmroku. Za każdym razem, kiedy kładł się do łóżka z niepokojem czekał, aż mama przyjdzie do niego poczytać mu ulubiona bajkę i pocałować go na dobranoc. Zawsze bardzo starał się usnąć w czasie bajki, bo gdy tylko mu się nie udało, zaraz po wyjściu mamy i zgaszeniu światła dopadały go straszne mroczne potwory. Wyciągały swoje długie macki nad łóżeczkiem Bławatka, zmieniały kształty, straszyły go. Raz były na ścianie, raz na suficie, czasem pełzły po kołdrze, a czasem wypełzały zza szafy albo spod biurka po to tylko, żeby się naigrawać z małego chłopca schowanego pod kołdrą. Czasem pukały w okno. Bławatek siedział wtedy cichutko i udawał, że wcale go tam nie ma, ale kiedy już straszne czarne macki zaczynały sięgać do poduszki, zwykle nie wytrzymywał, wyskakiwał z łóżka, włączał światło i biegł z płaczem do sypialni rodziców.
Królowa Róża za każdym razem starała się go uspokoić, kładła go z powrotem do łóżeczka, przytulała, głaskała po głowie i mówiła do niego:
– Mój kochany syneczku, w twoim pokoju nie ma żadnych potworów. To tylko twoja wyobraźnia płata ci figle. Jesteś dzielnym chłopcem i pamiętaj, że kiedyś zostaniesz królem, a król nie może bać się ciemności. Postaraj się pomyśleć o czymś przyjemnym i zasnąć.
I Bławatek się starał, ale nie było to ani łatwe ani przyjemne.
Teraz siedząc w pachnącej lawendą kąpieli myślał, co będzie jak potwory znowu dzisiaj przyjdą. Najpierw chciał poprosić nianię, żeby nie wyłączała mu światła zanim nie zaśnie, ale przypomniał sobie, że to wcale potworów nie odstrasza. Zdarzało się, że budził się w nocy, a one jakby tylko na to czekały, natychmiast wyskakiwały spod łóżka. Potem pomyślał, że może zdąży je przechytrzyć i zasnąć w czasie bajki, ale to też nie rozwiązywało problemu. Im ciemniej robiło się za oknem, tym większa panika ogarniała Bławatka. Miał już dość mrocznych widm ale nie wiedział jak sobie z nimi dać radę. W końcu do łazienki weszła niania i zarządziła koniec kąpieli. Królewicz niechętnie wyszedł z wanny, wytarł się miękkim ręcznikiem, włożył pidżamę i pomaszerował do sypialni. Tam, na wielkim atłasowym łożu z baldachimem, na którym skrzyły się wspaniałe nocne gwiazdozbiory, siedziała królowa Róża. Czekała, żeby ułożyć synka do snu i przeczytać mu ulubioną bajkę. Widząc, że Bławatek ma smutną minę, przytuliła go i przykrywając miękką puchową kołdrą zapytała:
– Co się stalo synku? Dlaczego jesteś smutny? Przecież miałeś taki dobry humor przy kolacji. Wydawało mi się, że dzisiejszy dzien sprawił ci wiele przyjemności.
– Tak, mamo – powiedział Bławatek – masz rację. Dzisiejszy dzień był naprawdę wspaniały, ale teraz bardzo się boję.
– Czego się boisz synku? Czyżby znowu chodziło o mroczne potwory?
Bławatek tylko pokiwał głowa i mocniej podciągnął kołdrę pod brodę.
– One czają się w kątach i przyjdą, gdy tylko zgasisz światło – powiedział cicho.
– Ależ Bławatku, przecież mówiłam Ci, że nie ma żadnych potworów.To tylko twoja wyobraźnia podsuwa ci te strachy. Jesteś mądrym i odważnym chłopcem. Jeżeli mi nie wierzysz, to dam Ci radę. Gdy znowu zobaczysz potwora, odezwij się do niego i porozmawiaj z nim. Spróbuj się z nim zaprzyjaźnić. Zobaczysz, że strach szybko minie, a oswojony potwór nie będzie już taki straszny.
Bławatek pokiwał niepewnie głową, że rozumie, a potem ułożył się wygodniej na poduszce i wsłuchał w głos mamy czytającej bajkę. Wkrótce oczy zaczęły mu się zamykać, głos mamy stawał się coraz cichszy i cichszy aż w końcu Bławatek zasnął. Królowa Róża odłożyła książkę, ucałowała synka w czoło i wyszła cicho z pokoju zamykając za soba drzwi.
Bławatek leżał w wygodnym łóżku i śnił. We śnie był dzielnym rycerzem, pędził na wspaniałym białym rumaku przez pachnącą kwiatami łąkę. W oddali widać było błyszczące w słońcu wieże Kwiatowego Zamku. Pęd wiatru rozwiewał mu włosy i chłodził spocone czoło. Właśnie spiął ostrogami konia, żeby przeskoczyć przez strumyk przecinający łąkę kiedy nagle… obudził się. Ze snu wyrwał go odgłos pukania w okno. Bławatek ostrożnie otworzył oczy i rozejrzał się po ciemnym pokoju. Księżyc właśnie wyszedł zza chmur i oświetlał srebrnymi promieniami sprzęty stojące w pokoju. Kiedy padł na drzwi, znowu rozległo się puknięcie w okno i pojawiły się potwory. Ich ciemne macki wypełzły ze wszystkich kątów naraz, rozlazły się po ścianach i suficie, wpełzały na kołdrę i biegały dookoła łóżka. Bławatek ze strachu zamknął oczy i schował głowę pod kołdrę. Przez chwilę leżał cicho wstrzymując oddech i czekał co się stanie. Wokoło panowała cisza. I wtedy przypomniał sobie radę mamy. Ciągle miał w głowie swój wspaniały sen, w którym był dzielnym rycerzem i nagle wszystko stało się jasne. On, Bławatek, dzielny rycerz na koniu musi zmierzyć się z potworami mroku i je pokonać. Jednym ruchem odrzucił kołdrę i usiadł na łóżku. W tym momencie znowu usłyszał stuknięcie w okno. Niewiele myśląc wyskoczył z łóżka, podbiegł do okna i otworzył je na oścież.
– Kto tam jest? – zapytał.
Za oknem zapanowała cisza, tylko wiatr szumiał liściami krzewów.
– No kto tam jest i puka w okno? – zapytał znowu. Jestem królewicz Bławatek i wcale się nie boję. Chcę zobaczyć tego, kto puka w moje okno i chowa się w ciemnościach.
Powiedziawszy to Bławatek zastygł w oczekiwaniu na odpowiedź. Cieszył się, że jest ciemno, bo nikt nie mógł zobaczyć, że drży mu się ze strachu broda. I nagle w ciemności odezwał się cichy, lekko skrzeczący głos.
– Jestem Pan Głóg.
– A ja Pan Tarnina. – powiedział drugi, nosowy głos.
– Bardzo mi miło – odpowiedział Bławatek i odetchnął z ulgą.
– A co właściwie robicie tu pod moim oknem? – zapytał zaciekawiony.
– Jak to co robimy? Mieszkamy. Rośniemy tu od wielu wielu lat. Rośliśmy tu zanim się urodziłeś, królewiczu odpowiedział Pan Głóg.
-Tak tak, mieszkamy tu i nie zamierzamy się wyprowadzać – potwierdził Pan Tarnina.
– To Wy pukacie w moje okno? – nie dawał za wygraną Bławatek? To Wy mnie straszycie?
– No cóż – zadudnił Pan Tarnina nieco niepewnie – zasadniczo…yyy…właściwie…no tak, to my i nasi przyjaciele – Cień Głogu i Cień Tarniny.
– Ale dlaczego? Dlaczego to robicie? Przecież to takie okropne! – wykrzyknął Bławatek. Jak możecie straszyć takiego małego chłopca jak ja? Przecież nic Wam nie zrobiłem!
Zapadła cisza. Bławatek czekał aż któryś z panów się odezwie. Wreszcie odezwał Pan Głóg, a w jego głosie słychać było lekkie zawstydzenie.
– No właściwie to masz rację królewiczu, nic nam nie zrobiłeś. Ale cię straszymy i już. To powiedziawszy, Pan Głóg potrząsnął energicznie liściami na znak końca rozmowy.
Ale Bławatkowi to nie wystarczyło. Teraz, kiedy poznał już swoich nocnych prześladowców, chciał koniecznie dowiedzieć się, dlaczego robią mu taka przykrość. Zebrał się więc na odwagę i powiedział:
– No cóż, skoro nie chcecie rozmawiać ze mną, bo jestem tylko małym chłopcem, to poproszę jutro tatę, żeby z wami porozmawiał.
– Och! Tylko nie Król Goździk! Tylko nie mów królowi! – zaszemrał Pan Tarnina. Król ma tyle spraw na głowie, że jeszcze przysłałby tu Ogrodnika Badylka, a ten to nie zna się na żartach!
Bławatek wiedział, że Pan Tarnina ma racje. Król był ostatnio bardzo zajęty sprawami królestwa, a Ogrodnik Badylek nie zał się na żartach i był skory do używania sekatora. Od kiedy tylko Bławatek pamiętał, Badylek utrzymywał porządek w pałacowym ogrodzie walcząc z chwastami i ukrócając wybryki jego mieszkańców. Był też całkowicie oddany królewskiej rodzinie, a Bławatka kochał jak własnego syna.
Pan Głóg i Pan Tarnina rozpoczęli gorączkową naradę. W końcu Pan Głóg niechętnym głosem powiedział:
– No dobrze, powiemy Ci, dlaczego Cie straszymy, ale ostrzegam – to bardzo nudna historia i na pewno nie jesteś jej ciekawy. Poza tym, musisz nam obiecać, że nas nie zdradzisz.
– Ależ oczywiście, że jestem ciekawy – zapewnił go Bławatek. Opowiedzcie proszę. Obiecuję, że nikomu nie powiem, ale i wy będziecie mi potem musieli coś obiecać.
Pan Głóg zaszeptał coś do Pana Tarniny. Pan Tarnina potrząsnął gałęziami i przez chwile Bławatkowi wydawało się, że panowie się sprzeczają, który z nich ma opowiadać. Wreszcie odezwał się Pan Tarnina:
– Widzisz, Bławatku, było to tak…dawno temu, jeszcze przed Twoim urodzeniem, byliśmy młodymi krzakami. Mieszkaliśmy sobie w tej części ogrodu, rośliśmy, siadały na nas ptaki, zjadały nasze jagody. Badylek dbał o nas, przycinał, nadawał piękne kształty. Byliśmy wspaniali, mieliśmy piękne kolce, cudne owoce, wspaniałe zielone liście. Mieliśmy też wielu przyjaciół wśród ptaków. Królowa chętnie i często zaglądała do tej części ogrodu, a i sam Król Goździk bywał w naszym towarzystwie. Często siadał obok nas na ławeczce i oddawał się rozmyślaniom. To były piękne dni…- westchnął Pan Tarnina i upuścił kilka jagód, które jak łzy potoczyły się po liściach na ziemię.
– Tak, tak, to były piękne dni – jak echo powtórzył Pan Głóg i podjął opowieść. I wtedy, nagle, urodziłeś się Ty, królewiczu. Całe królestwo świętowało Twoje narodziny, ogród nigdy nie wyglądał tak pięknie, wszyscy poddani wystroili się w najwspanialsze stroje. Wiwatom i radości nie było końca. A potem w naszej części ogrodu pojawił się Król Goździk z Badylkiem i długo się naradzali pokazując palcami to na nas, to na zamkowe okna. Okazało się wkrótce, że okna Twojego pokoju wychodzą wprost na nasz klomb. Król bojąc się, żeby nikt tą drogą nie dostał się do Twojej komnaty polecił Badylkowi przestać nas przycinać, żebyśmy rozrośli się jak najwięksi i w ten sposób bronili dostępu do Twojego okna. Z początku byliśmy z tego dumni. W końcu nie każdy może być strażnikiem małego królewicza. Ale lata płynęły, wyrośliśmy na wielkie krzaki, nasze kolce stały się ostre i twarde. Badylek zgodnie z rozkazem królewskim przestał nas przycinać, więc mieliśmy coraz więcej suchych splątanych gałązek. Liście stały się marniejsze, owoców z roku na rok było coraz mniej. Nasi ptasi przyjaciele odwiedzali nas coraz rzadziej, aż w końcu w ogóle prawie przestali. Królowa i król też przestali przychodzić w ten zakątek ogrodu, bo któż ma ochotę oglądać powykręcane i nieładne krzaki? Królewska ławeczka powoli zarosła i skryła się w gąszczu naszych kolczastych gałęzi. I nagle okazało się, że jesteśmy strasznie samotni. Dni i noce płynęły jednostajnie i nudno, nikt nie zachodził do naszego zakątka, żeby z nami pogawędzić. Zaczęła nam nie na żarty doskwierać samotność i wcale już nie mieliśmy ochoty być strażnikami. W nocy, kiedy widzieliśmy światło w Twoim pokoju, złorzeczyliśmy na los i na ciebie, bo to przez twoje narodziny staliśmy się sami i opuszczeni. Tu Pan Głóg sapnął donośnie i postukał zirytowany gałęzią w gałąź.
– Nie denerwuj się przyjacielu – powiedział Pan Tarnina – ja opowiem dalej.
Pewnej bezchmurnej letniej nocy, kiedy księżyc świecił wyjątkowo pięknie poznaliśmy dwóch przyjaciół. Przedstawili się jako Cień Głogu i Cień Tarniny. Jakże byliśmy szczęśliwi, że wreszcie możemy z kimś porozmawiać!. Co prawda, nasi nowi przyjaciele pojawiali się tylko w księżycowe noce, ale i tak byliśmy zachwyceni naszą nową znajomością. Wkrótce poznali nasze dzieje i powody naszego złego nastroju. To oni wpadli na pomysł, żeby zemścić się na Tobie i postraszyć. Mieliśmy już na tyle wysokie gałęzie, że w wietrzne noce mogliśmy pukać w twoje okno. Wiatr często nam w tym pomagał. A Cień Głogu i Cień Tarniny wskakiwali wtedy szybciutko do pokoju, biegali po ścianach, chowali się w kątach, robili straszne miny i wyczyniali najstraszniejsze wygibasy. Ależ nas to bawiło, jak chowałeś się pod kołdrę i trząsłeś się tak, że aż podskakiwała poduszka. Czasem patrzyliśmy, jak uciekasz z pokoju i wołasz nianię, a gdy tylko przybiegała i zapalała światło, my natychmiast się uspokajaliśmy. Cienie uciekały za okno i czaiły się pod parapetem w oczekiwaniu, aż znowu zgaśnie światło. Wreszcie coś się działo. Ach co to była za zabawa!
– Zabawa! Wykrzyknął oburzony Bławatek! Was to bawiło, kiedy ja umierałem ze strachu?
– Nnno tak – przytaknął zawstydzony Pan Tarnina.
– Ale teraz już widzimy, że to mogło nie być zabawne – pospiesznie dodał Pan Głóg.
– To wcale nie było zabawne! – krzyknął Bławatek ze łzami w oczach. To było okropne! Co z was za krzaki, że cieszy was strach małego chłopca!– i królewicz rozpłakał się na dobre.
Pan Głóg i Pan Tarnina zamilkli skonfundowani. Zaczęli szemrać między sobą nie wiedząc co powiedzieć. W końcu odezwał się Pan Głóg.
– Hmmm…hmmm…odchrząknął – nie płacz królewiczu. Strasznie nam przykro patrzeć na twoje łzy. Teraz widzimy, że byliśmy strasznie niemądrzy. Ale sam zrozum, siedzieliśmy tu sami opuszczeni przez wiele lat, skazani tylko na własne towarzystwo. Nikt o nas nie dbał, nikt z nami nie rozmawiał, nikt nie powiedział nam, że to co robimy jest niemądre i sprawia innym przykrość. Myśleliśmy, że to dobra zabawa. No ale teraz wiemy i obiecujemy Ci, że już nie będziemy Cię straszyć. Tylko już nie płacz.
– Nie będziecie? – zapytał pochlipując Bławatek?
– Nie będziemy! Klniemy się na własne kolce! – jednogłośnie zaszeleścili Pan Glog i Pan Tarnina. – I naszych przyjaciół też upomnimy, żeby nie wchodzili do twojego pokoju. – dodał Pan Głóg.
– No dobrze, skoro obiecujecie… – Bławatek otarł łzy i popatrzył odważniej.
– Obiecujemy, obiecujemy ! I dotrzymamy słowa! A teraz idź spać królewiczu, bo rano będziesz strasznie niewyspany.
– Tak, chyba pójdę spać. – przytaknął Bławatek. Miło było Was poznać – powiedział trochę bez przekonania ale z ulgą w głosie.
– Dobranoc.
– Dobranoc, dobranoc – zaszeleściły krzewy.
Bławatek zeskoczył z parapetu, zamknął okno i podreptał do łózka. Nocna przygoda i płacz bardzo go wyczerpały. Położył się do łózka, przykrył kołdrą i popatrzył na ściany. Księżyc świecił jasno, ale w pokoju widać było tylko cienie mebli i zabawek. Zamknął oczy i zanim zdążył pomyśleć, że Pan Głóg i Pan Tarnina dotrzymali słowa, zapadł w sen.
Rano Bławatek obudził się później niż zwykle ale w świetnym nastroju. Szybko się umył, ubrał i pobiegł do jadalni. Król i Królowa jedli już śniadanie i z uśmiechem przywitali synka. Bławatek zamiast usiąść na swoim miejscu podbiegł szybko do Króla Goździka i pociągnął go za rękaw.
– Tato, tato! – wykrzyknął – mam do Ciebie wielką prośbę! Ale muszę Ci powiedzieć coś na ucho! – po czym objął zdumionego ojca za szyję i długo mu coś szeptał. W miarę szeptania twarz króla ze zdziwionej robiła się coraz bardziej zamyślona aż w końcu rozjaśnił ją uśmiech.
– Dobrze synku – powiedział król. Twoja prośba jest mądra i chętnie ją spełnię, jak tylko uda się mi zjeść do końca śniadanie.
Bławatek podskoczył do góry uradowany i szybko usiadł za stołem nas talerzem parującej owsianki. Zadziwiona Królowa Róża popatrzyła na syna i na męża, wzruszyła ramionami i też wróciła do jedzenia.
Po śniadaniu Król wezwał do siebie Ogrodnika Badylka i długo mu coś tłumaczył. Na zakończenie Badylek pokiwał ze zrozumieniem głowa i poszedł do ogrodu.
Poranne lekcje ciągnęły się Bławatkowi jak guma do żucia. Nie mógł się doczekań końca. Kiedy wreszcie Pani Daglezja, nauczycielka francuskiego, ogłosiła przerwę, wybiegł z pokoju jak strzała i popędził na poszukiwania matki. Znalazł Królową w kuchni zajętą ustalaniem menu na obiad.
– Mamo, jaka piękna pogoda, chodźmy się przejść po ogrodzie! – zawołał i pociągnął królową za rękę w kierunku drzwi.
Chwileczkę synku, tylko skończę rozmawiać – odpowiedziała Królowa.
Po czym skończyła rozmowę z ochmistrzynią Chryzantemą i wyszła za Bławatkiem do ogrodu. W ogrodzie Bławatek wziął ją za rękę i poprowadził alejką do zakątka, w którym pyszniły się świeżo przycięte krzaki głogu i tarniny.
– Popatrz mamo, jaka przyjemna ławeczka, może usiądziemy i odpoczniemy chwilę?
– Z przyjemnością – odpowiedziała królowa. Jak dawno nie byłam w tym zakątku, nawet zapomniałam, że jest tu tak miło i że jest tu taka ławeczka. A jakie piękne te krzewy, wydawało mi się, że długo nikt tu nie zaglądał.
– Wiesz mamo, ja też nie wiedziałem, ale odkryłem to całkiem niedawno – powiedział z uśmiechem Bławatek. I chciałem Ci powiedzieć, że chyba już nie będę się bał mrocznych potworów. Wiesz, miałaś rację, kiedy się już oswoi mrocznego potwora, to wcale nie jest straszny, a czasem okazuje się nawet całkiem sympatyczny.
A jakby na potwierdzenie slow Bławatka, tarnina i głóg zaszumiały cicho gałęziami.
Copyright by Basia Potocka
a czy są do niej rysunki ?
niestety, rysunków nie ma, ale może kiedyś się doczeka:)
Uwielbiam bajki! Ta jest cudna!:)
Rany 🙂 wow:)