Rzecz o epistolografii…
Mamy tu taki zwyczaj obozowy, niepopularny może we współczesnym świecie, że zachęcamy i wręcz nakłaniamy do pisania listów. Nie e:maili, tweetów, sms-ów, mm-sów, plików w Wordzie i tego co sie powszechnie robi na urządzeniach elektronicznych, ale zwykłych, analogowych listów. Takich pisanych długopisem (nie na kompie), gdzie literki stawiane są odręcznie, gramatyka i ortografia sprawdzana wyłącznie siłą własnego umysłu, kwiatki rysowane bez udziału Painta, a rubryczki bez funkcji „wstaw tabelę”. Pomyłki widac od razu, bo nie da się wcisnąć backspace ani delete:).
A skąd ten zwyczaj? A stąd, że jest to bardzo przyjemne i jedyne w swoim rodzaju uczucie otrzymać liścik w kopercie. Liścik taki to mała tajemnica, której nie odkryje włączenie okienka autopodglądu, to własne osobiste myśli przelane na papier, które są od jednej osoby do drugiej i nie zobaczą ich po drodze oczy serwerów 🙂 Liścik to namacalny dowód pamięci, sympatii, miłości, przyjaźni, który można nosić przy sobie albo schować na pamiątkę, bez zmartwienia, że następna aktualizacja softu wyczyści nam historię wiadomości.
Kiedy już wszystkei nasze wspomnienia i miłe chwile przeniesiemy na wirtualne dyski , Google Plusy, FB i inne i, Cloudy a ktoś jednym sparwnym ruchem zrobi serwerowe shutdown and erase – liścik analogowy zostanie i będzie trwał.
Napisanie liściku to też cały rytuał związany z adresowaniem koperty. Czy aby adres dobry? Czy kod się zgadza? A jak zatytułować list do rodziców, a jak do babci? Znaczek trzeba polizać i nakleić, wrzucić do skrzynki i czekać kiedy dojdzie. Może za dzień, może za dwa, może za tydzień…
Fajna rzecz takie listy:)
A teraz cofnijmy się myślami w przeszłość. Każdy na pewno pamięta ze swojego dzieciństwa czy życia taką sytuację, kiedy dajmy na to ciocia rozdawała cukierki i dostało się wszystkim oprócz niego, bo już za duży? A ciocia radośnie stwierdziła ” Oj, ty to już za duży na cukierki jesteś”. Niby duma, że jest się dużym, ale zawód, bo duzi też lubią cukierki. Albo kiedy czekaliście w skrytości ducha na urodzinowy drobiazg, a okazało się, że są tylko życzenia, ale za to usłyszeliście pocieszające ” Przecież wiem, że nie lubisz dostawać prezentów”? Pamiętacie ten zawód, który potem próbowaliście sobie racjonalizować na wszystkie strony i udawać, że nic sie nie stało? ” No tak, faktycznie, przecież nie prezenty się liczą a pamięć..itd itd..”
Pamiętacie…
No to tak właśnie czuje się dzieciak, czekający na list od rodziców, którzy mu racjonalnie i poważnie powiedzieli „że oni listów wysyłać nie będą”. Jasne, głową przytaknął, niby rozumie, bo mamie się przytakuje, a dziecko przecież takie mądre, takie rozsądne, takie rozumiejące, skarb najmądrzejszy… Ale wszyscy dookoła czytają, dostają, cieszą się…a on co? Udaje, jak Winnie the Pooh przy łabędziach, że wcale go to nie obchodzi. A za każdym razem kiedy paczka listów pojawia się w obozie patrzy wzrokiem „niby to ja niby nie ja”…a może jednak coś do niego jest?
Nie da sie intelektualnie rozwiązać emocjonalnej sytuacji, jaką jest poczucie zawodu sprawianego przez najbliższych.
Nieprawda, że tylko te dzieci tęsknią, które płaczą i okazują swój smutek.
Nie trzeba być mistrzem epistolografii, żeby wysłać pocztówkę z uśmieszkiem i napisem „Całujemy Cię , baw się dobrze, u nas wszystko w porządku”.
…ale trzeba pamiętać swoje własne uczucie zawodu…
Wszystkie dzieci czekają na listy…
Ja też napisałem w listach, że wiem jak to jest być w tym wieku na obozie i nie mieć czasu na pisanie, bo jest mnóstwo wielce interesujących rzeczy i ludzi wypełniających czas, ale i tak moje szczęście było nieopisanie wielkie kiedy dostałem jednak odpowiedź 😉
Mój wyrośnięty RO KURO mówił, że nie musimy pisać, ale jest miło jak się dostaje listy….. więc, jak co roku, ślemy kartki z buziakami 🙂
Mam nadzieję, że nasze dotarły. Popieramy pisanie i zachęcamy wszystkich:)
Nasze już lecą, oby tylko zdążyły dotrzeć…