Trzeci raz Ci powtarzam…
… a Ty i tak nie rozumiesz? Znany tekst, nieprawdaż? Przy trzecim powtórzeniu łączy się zwykle z odpowiednią intonacją wyrażającą głęboką dezaprobatę, irytację i myśli w głowie zgoła nie pokojowe. To potwornie męczące, ciągle powtarzać komuś prośbę o zrobienie czegoś, a on i tak albo nie zapamięta, albo zapamięta połowę, albo w połowie drogi zapomni co miał zrobić. Wiele teraz mówi się o braku koncentracji jako o powodzie trudności z zachowaniem, choć stwierdzenie, że dziecko ma trudności z koncentracją jest workiem bez dna i jest tak samo nadużywane jak problemy z integracją sensoryczną. Przyznam, że całkowicie prywatnie mam alergię i rosną mi długie zęby, kiedy nauczyciele wysyłają dziecko na diagnozę integracji i jako główny powód podają trudności z koncentracją. Ale z koncentracją kiedy? Na czym? W jakiej sytuacji? Czy zawsze? Czy w określonych okolicznościach? Czy jak dziecko coś interesuje to siedzi i słucha jak trusia albo układa układankę przez 45 min nie oderwawszy się od niej na chwilę? Zawsze najpierw należy zadać pytanie, czym jest to co widzimy? Bo jest objawem… ale objawem czego? Niezwykle rzadko rzeczy są jednoskładnikowe i proste, ale jeśli wie się jak patrzeć i na co, a dodatkowo zechce się poświęcić na to trochę uwagi, to jest spora szansa zaprognozować w którym kierunku zacząć szukać najpierw.
Procesy w naszym mózgu to skomplikowana rzecz, również te związane z integracją zmysłową, bo nigdy nie są wyizolowane. Ze słuchem, czy też słuchaniem i uszami (a do tego całym układem przedsionkowym) to w ogóle hardcorowa sprawa, bo tu i przetwarzanie dźwięków i równowaga i położenie ciała w przestrzeni … no sporo tego mózg ma do ogarnięcia :). Ale porozmawiajmy może o jednym z aspektów, a mianowicie o wrażliwości słuchowej i przetwarzaniu.
Kiedy przychodzi do mnie dziecko, które ma wspomniane wyżej trudności z koncentracją, z zapamiętywaniem wierszyków, zdań, sekwencji słownych, słabo czyta, polski jak po grudzie, angielski jeszcze gorzej, w klasie się wierci i wytrzymać nie może a jak wraca do domu, to dostaje „wariacji” i „wściekłoty” – to oprócz oczu, zaczynam myśleć o uszach 🙂 – konkretnie o właściwościach słuchu, a co za tym idzie przetwarzania słuchowego. Wyobraźcie sobie sytuację, kiedy macie jakieś bardzo wrażliwe miejsce (np. na stopie), a ktoś Was w to miejsce cały czas skrobie, smyra, uderza, stuka, puka… Na początku dajecie rade, potem zaczynacie czuć dyskomfort, potem zaczyna to Wam przeszkadzać i zaczynacie się nerwowo wiercić, potem już zaczyna boleć, w końcu zaczynacie się denerwować i zabieracie stopę, jak się nie da zabrać – wściekacie się. No to tak właśnie (z gruba) wyobrażam sobie, czuje się dziecko nadwrażliwe słuchowo, które idzie do szkoły. Początkowo hałas szkolny jest spoko, do wytrzymania, ale dźwięki się kumulują, im dłużej siedzisz w tej kakafonii, tym bardziej bombardują Ci mózg. A uciec nie ma dokąd, rośnie, rośnie, rośnie, trochę z tym walczysz, ale w końcu ERUPCJA! Wulkan wybucha, złość, nerwy, płacz, overload. Finał – niewłaściwe zachowanie. Komuś się zwykle dostaje rykoszetem…
A to jeden z aspektów. Inny – problem z przetwarzaniem słuchowym, rozumieniem mowy w szumie, zapamiętywaniem poleceń, zadań domowych, pisaniem ze słuchu, nauką języka. Co z tego, że się starasz, jak i tak nie wiesz tak naprawdę, co ta pani do Ciebie właściwie mówi? Mówi i mówi, kombinujesz jak to zrozumieć i zapamiętać, ale cały czas Ci nie wychodzi, więc się poddajesz i postanawiasz popłynąć z falą. Jakoś to będzie. Jak mawiała moja babcia „Co nie dosłyszy – to zmyśli” 🙂 No to zmyślasz… Finał: uwagi w Librusie „dziecko nie słucha co się do niego mówi, nie odrabia zadań domowych, nie reaguje prawidłowo na polecenia, jest zdekoncentrowane, nie słucha opowiadań, nie powtarza prostych zdań… itd”.
A wygląda to tak, że jeśli występuje problem z przetwarzaniem słuchowym, to co by dziecko nie zrobiło…i tak nie usłyszy prawidłowo. Choć słuch ma dobry.
Na to wszystko może się nałożyć (i najczęściej nakłada) szereg innych trudności, bo tak jak wspomniałam, nic nie dzieje się w próżni. Uważna obserwacja i analiza całości sytuacji zawsze jest jednak potrzebna, żeby od czegoś zacząć. Zdarza się, że trzeba od razu działać wielotorowo, bo już ostatni dzwonek przed naprawdę solidnymi kłopotami w szkole. Na różne okoliczności i przypadki są różne metody wsparcia. Samych terapii słuchowych jest teraz sporo do wyboru, każda ma trochę inne właściwości i warto dobrać odpowiednią do dziecka. Internety pełne są stron o metodach Johansena, Tomatisa, Neuroflow, Warnkego… warto czytać, ale przede wszystkim warto obserwować i zadawać pytania. Bez właściwie postawionych pytań, nie dowiemy się gdzie leży pies pogrzebany. Ale do pomagania swojemu dziecku z pewnością nikogo z Was nie trzeba specjalnie zachęcać 🙂
Yoshi
Najnowsze komentarze