The days after …
Trochę mnie wycięło z blogerskiego życia, ale tak to właśnie jest. Jak człowiek się już rozpędzi, poukłada, poobrabia poletka i planuje zasiąść i popisać – to przyjdzie chmura, namiesza, brzózki powywala, prąd odetnie, wodę zabierze i cały misterny plan idzie się pasać.
No to mieliśmy survivalową przygodę, której nie planowaliśmy. Ciągle trwa w tle, bo prąd mamy z wielkiego generatora, który burczy na parkingu, dzięki niemu też wodę w kranach (i to nawet ciepłą 😊) teren ośrodka już posprzątany w zasadzie, szkody się naprawiają.
A było to tak, że mieliśmy sobie na plaży brykanie w wodzie i kolejne zadanie dla drużyn.
W zadaniu trzeba było okazać dobre serce i pomoc bezsilnym. Okazało się, że ze względu na brak Ducha Lasu woda nie dopływa do wszystkich regionów w puszczy Szoguna i te powoli zamieniają się w piaskowe wydmy i sawanny. Tym samym cześć pięknych drzew i kwiatów usycha z tęsknoty. Zadaniem drużyn było jak najszybsze zebranie przynajmniej 2 litrów wody z jeziora i podlanie choć jednego drzewka, żeby dalej mogło żyć i nie uschło. Przy okazji rozmawialiśmy o pomaganiu słabszym i potrzebującym (jak usychające drzewa), o oszczędzaniu wody, o wrażliwości na krzywdę innych, o tym, że jeśli każdy z nas zrobi tylko jedną dobrą rzecz dla kogoś, to ile tych rzeczy się nagle pojawi?
A parę chwil później nadeszły chmury i natura powiedziała nam „OK, sprawdzam”. Na szczęście mieliśmy fart, bo wcześniej zebraliśmy się z plaży i byliśmy na bezpiecznych pozycjach, ale i tak trzeba było pozamykać jak najszybciej okna, pomóc tym, co nie zdążyli na czas do domu (schować ich u siebie), wesprzeć dobrym słowem i ramieniem przestraszonych, odnaleźć się w nowej, wcale niełatwej sytuacji.
Jak to nie ma wody? Dlaczego jest ciemno? Jak trafić do toalety bez światła? A czym spłukać? Woda z rynien, woda z wielkiej kałuży do wiaderek i opróżnionych koszy na śmieci… Wszyscy, mali i duzi solidarnie zbierali i pomagali, żeby każdy pokój był na noc zabezpieczony.
To telegraficzny skrót, bo pracy wszelakiej było dużo, ale przede wszystkim chcieliśmy przywrócić zachwiane jednak poczucie bezpieczeństwa.
A potem przyszedł nowy, słoneczny poranek, strachy niby minęły ale zostały plotki i sensacyjki…
– Sempai, a czy to prawda, że komuś się coś stało?
– A czy powiedzą o nas w telewizji?
– A czy to prawda, ze zwijamy obóz i wracamy do domu bo ktoś zginął?
i cała serie czarnych scenariuszy…
Biorąc pod uwagę, że dla większości dzieci było to zapewne pierwsze spotkanie z żywiołem, to obawy są całkowicie uzasadnione, jednak ich sposoby generowania i artykułowania mówią wprost: mniej telewizji, mniej kanałów informacyjnych, mniej internetów z newsami. Standardowe pytanie u mnie na diagnozie SI to „ile dziecko czasu spędza przez TV, komputerem, telefonem, tabletem? I zdarza się, że odpowiedz jest: „Och, proszę Pani, mało, no z godzinę dziennie” a w drugim zdaniu słyszę, ze właściwie to telewizor jest włączony cały czas, ale nie, on nie ogląda! Jeśli przebywa w tym samym pomieszczeniu to wcale nie musi patrzeć w ekran – po prostu słyszy wszystko, skanuje i przetwarza.
Kiedy zaczęła się wojna na Ukrainie, przychodziły dzieci, które miały lęki związane z tym, że i u nas się to wydarzy, że ktoś im zabierze dom, rodziców… no, proszę wybaczyć, same sobie tych lęków nie wygenerowały ot tak, siedząc przy stoliczku i czytając „Dzieci z Bullerbyn”.
Nie rzecz oczywiście w tym, żeby chronić dzieci przed otaczającym światem i udawać, że świat jest tylko wspaniały i dobry, ale w tym, żeby selekcjonować informacje i podawać je w wersji odpowiedniej dla wieku i psychiki dziecka. I bez robienia sensacji tam, gdzie tego kompletnie nie potrzeba. A przecież w tym właśnie specjalizują się wszystkie bez wyjątku stacje informacyjne i plotkarskie media. I tak od ponad dwóch lat żyjemy w nieustannym pandemicznym lęku. Twardsi psychicznie sobie poradzili, ale wiele osób to przygniotło. Nie sam lęk przed wirusem, ale otoczka i atmosfera jaka się wytworzyła. Co prawda pandemii już nie ma, skończyła się jednym chirurgicznym cięciem w lutym, ale pojawiły się inne przerażające obrazy. Lęk wygenerować bardzo łatwo, sprawić, żeby zniknął – bardzo trudno, a czasem wręcz się nie da.
My osobiście wyłączyliśmy wszystkie telewizyjne kanały informacyjne w marcu 2020 roku w czasie pierwszego lockdownu, kiedy nagonka psychiczna sięgnęła zenitu. I tak zostało. Nie znaczy to, że nie korzystamy w TV, wręcz przeciwnie, jest tyle fantastycznych kanałów przyrodniczych, popularnonaukowych, filmowych – jest w czym wybierać. I nie czujemy się wcale niedoinformowani – selekcjonujemy sobie codziennie potrzebne wiadomości z wybranych stron portali internetowych, ale za to czujemy się o wiele spokojniejsi psychicznie i skoncentrowani na tym, co w rzeczywistości jest dla nas istotne. Kto potrzebuje 10 x dziennie usłyszeć rozemocjonowanym głosem, że na A2 wydarzył się karambol? 😊 Albo nieustannie patrzeć na złe twarze epatujące z odbiornika? Przecież to wszystko nie tylko informacje, ale przede wszystkim gra na naszych emocjach. Po co na to pozwalać tym, którzy robią to na na siłę i wyłącznie dla własnej korzyści?
Co niniejszym dla większego spokoju ducha szczerze wszystkim polecam…
Yoshi
Najnowsze komentarze