Rozmowy przy zupie mlecznej
Scena:Śniadanie, młody gentelman nalewa sobie zupę mleczną, jedna łyżka, druga łyżka…i coś sam do siebie pod nosem peroruje.
Sempai: – o, widze, że lubisz zupę – ja też lubię…
Młodzieniec jednym tchem: Ja wcale nie chciałem tu być, rodzice mnie zapisali i nikt nie pytał mnie o zdanie, dowiedziałem się, że jadę jak już byłem zapisany, sam bym się nigdy nie zapisal i nigdy nie pojechał…
– Ale dlaczego? Czy nie podoba Ci się a obozie? Nie jest fajnie?
– No jest fajnie.
– To dlaczego byś nie pojechał?
– Bo ja jestem taki niejadek….
I tu dochodzimy znowu do kwestii jedzenia. Jeść muszą wszyscy, czy chcą, czy nie. Bolesna obozowa prawda:) Młody gentelman, czy tez gentelmanka siedząc sobie w domu i uprawiając aktywność fizyczną na poziomie „wf w szkole, 1 x w tygodniu basen, raz w tygodniu aikido” opędzi się miseczką płateczków na śniadanie. Ale dziecko, które wstaje o 7 rano, biegnie na rozruch, idzie na śniadanie, sprząta pokój, ma aktywne zajęcia własne, trenuje, biega, bawi się z rówieśnikami i przebywa zasadniczo cały czas na dworze, a w ciągu dnia ma literalnie 1 godzinę na odpoczynek (której nota bene i tak nie wykorzystuje, bo nie ma szans na leżenie na łóżku i odpoczynek, kiedy koledzy mają pięć innych pomysłów na zabawę) ma wielokrotnie wyższe zapotrzebowanie energetyczne. W związku z tym – miseczka płatków wystarcza na pierwsze półtorej godziny po śniadaniu, potem następuje zjazd energetyczny i brak siły na wszystko. Dom jednak rządzi się innymi prawami niż wyjazd. Na obozie pory posiłków są określone, nie ma opcji „lodówka open”, nie ma foszków, dogadzania, wybrzydzania, wykrawania rzodkieweczek w kwiatuszki, robienia wagoników z mikrokanapeczek i całego tego ajwaju, którym raczy się dziecko w nadziei, że zje więcej albo różnorodniej. Nikt zanikim nie chodzi i nie propojnuje co godzinę ” a może jabłuszko, a może batonik, a może kanapeczkę…”. Tu po prostu trzeba jeść 🙂 to co jest, optymalnie energetycznie i tak, żeby wystarczyło do następnego posiłku. To jest proszę Państwa kwestia priorytetów:) a naszym priorytetem jest dziecko zdrowe, które ma siłę i energię do całodniowej pracy i zabawy. To jest obóz sportowy, nie kolonia pod parasolką 🙂
Z naszego doświadczenia wynika, że większość osobników, nad którymi nikt się nie rozczula – je jak trzeba, co trzeba i kiedy trzeba. Ale gdy tylko czujne oko spostrzeże, że jest szansa na powybrzydzanie – to zaczyna się szerzyć jedzeniowe ZUO. To niedobre, tamto niejadalne, to w zęby kłuje, tamto paskudne… i już mamy niejadka. A potem niejadek, który słyszy codziennie, że jest niejadkiem – wkłada sobie do głowy etykietkę i raczy nią całą okolicę, nawet nakładając sobie kolejną łyżkę zupy mlecznej:). To się dopiero nazywa czarny PR :))
Na szczęście są też tacy, którzy jedzą za trzech i rozpaczają, że jeszcze 15 minut do obiadu bo maja oczy jak talerze zupy. I pewnie dla niektórych z Państwa będzie to wielka niespodzianka:)
Dzisiaj mamy dzień zombie walk – czyli okolica połowy obozu. Kryzys na różnych frontach w niemal każdej grupie. Teraz tylko WYTRWAĆ i z górki:)
Dzwonić czy nie dzwonić?? Oto jest pytanie. Jak kryzys to może nie dzwonić. Albo lepiej zadzwonić, bo kryzys??? To może jednak nie zadzwonię …. albo zadzwonię …. No i znowu rozterki już nie młodego przecież rodzica 🙂 🙂
U mnie same skuchy!
List nie doszedł na czas, dziecko się żaliło, że tylko on nic nie dostał i że sam nie może wysłać listu, bo koperta się nie zakleja.
Rany! A tak wszystko było przygotowane, żeby nie dopuścić do podobnej sytuacji.
W walizce koperty ze znaczkami zaadresowane pismem prawie technicznym ;-).
Na poczcie przed południem, a w kopercie naklejki, którymi junior mógłby zakleić felerne koperty, bo przecież sama takie mam i się zorientowałam.
A jak dziś zadzwoniłam pierwszy raz, myśląc, że usłyszę od Sempaia J. jak nastroje i sprawowanie u młodego, a w słuchawce uslyszałam „JUŻ WOŁAM” potem okrzyk bojowy (akurat był mecz) i wreszcie „JEST FAJNIE, NAWET O 20ej JESTEŚMY NA DWORZU I TRENING Z KIJAMI TEŻ JEST NA DWORZU. JEST 1:1. JEST PIĘKNIE, WIDZIAŁEM DWA BOCIANY I CHMURY TAKIE CIEKAWE…”,
to pomyślałam sobie, że jestem wyrodna matka – 1. obóz, a dzwoni w połowie wyjazdu i jeszcze list nie doszedł. A dzieciak taki opanowany… A może to właśnie dobrze o mnie świadczy… Ech.
P.S.: Pod koniec rozmowy było 2:1 dla drużyny przeciwnej. Ciekawe ile pod koniec meczu.