Korki z aikido?:)
Obiecałam sobie, że przy okazji tematu o pasjach wtrącę kilka słów na temat podejścia do treningu naszych milusińskich. Powiem o treningu – bo to mam codziennie, widzę, odczuwam na własnej skórze i borykam się z konsekwencjami.
Przychodzi taki mały gentelman na trening (a raczej – jest przyprowadzany). Nie mówię o maluchach lat 4 czy 5 – bo wiadomo, że taki maluch przychodzi się pobawić – zgodnie z jego największą potrzebą życiową. Mówię o całkiem już rozgarniętych 6 czy 7 latkach, które oprócz tego, że potrzebują się pobawić – mają pragnienie posiadania dwóch, trzech, czterech belek oraz o dzieciach starszych i młodzieży – gdzie kolor pasa „ROBI RÓŻNICĘ”.
Zatem przychodzi taki gentelman, staje w progu, a jego wzrok mówi „ Jestem, naucz mnie”. Sempai – bierze się zatem do roboty, pokazuje, przykazuje, instruuje, uczy, doucza, poprawia – a efekt ciągle mierny. Owszem , kiedy zabawa na treningu – widać entuzjazm 100%, dziecko rozgarnięte, błyskotliwe, motoryka najwyższego lotu, wzrok błyszczący, oko jastrzębie. Jak tylko pojawia się zadanie ruchowe – zachodzi nagła metamorfoza. Nie będę mówiła o pojawiających się nagle z kosmosu kontuzjach i wirtualnych bólach 🙂 ale wzrok tępy, głowa opuszczona , niezborność ruchów, jęki, stęki, patrzenie na zegar, minus 1000 do koordynacji, gadanie, poszturchiwanie się. Ok – trwamy, pacyfikujemy, motywujemy. Trening się kończy, przychodzi następny , to samo zadanie ruchowe. I znowu te same objawy. Mija semestr, przychodzi czas oceny i nagle konsternacja – jak to? Jak to nie będzie belki? Ale przecież chodziłem cały semestr, nawet całkiem regularnie. I znowu ten wzrok mówiący „ Naucz mnie”.
I tu dochodzimy do sedna sprawy – jak to jest, że chodząc na zajęcia regularnie może nie być postępu? Ano tak, że ten wzrok zamiast „Naucz mnie” powinien mówić „ Chcę się nauczyć”. „Naucz mnie” – powinno być niemą prośbą, po której następuje morze pracy własnej, słuchania, ćwiczenia, poprawiania, doskonalenia się. A tymczasem roszczeniowa postawa zabija wszelki postęp. I czyja wina jest na końcu? No przecież nie dziecka… dziecko małe to jeszcze nie rozumie, jemu przecież przykro, że bez nagrody, to my dorośli powinniśmy się postarać itd. Nic bardziej mylnego.
Jedno z moich ulubionych (i niezwykle celnych) powiedzeń mówi ”możesz przyprowadzić konia do wodopoju, ale nie zmusisz go, żeby pił”. I tak to właśnie jest. Nie wystarczy przychodzić na trening – trzeba jeszcze trenować i interesować się tym co się robi. Choćby minimalnie. Chociaż tyle czasu, ile trwa trening. To już gwarantuje postęp – nie trzeba brać korków z aikido ;). Czasem przed egzaminami przychodzą rodzice i pytają „A czego mój syn / moja córka” ma się nauczyć na egzamin?” Ja zawsze wtedy odpowiadam, że wszystko, co dziecko powinno umieć było na zajęciach. Jeśli chodziło systematycznie i uważało – zapewne jest gotowe. Czasem, dla przekory pytam – „A umie Pani/Pan aikido? Potrafi mae ukemi? A ushiro?” Widząc zdziwiony wzrok rodzica kontynuuję, że przecież i tak nie da korepetycji swojemu dziecku z tego, na czym się nie zna. To nie matematyka czy polski, gdzie można na szybko doczytać w Wikipedii albo wygooglać, zabłysnąć wiedzą i zdążyć z pomocą.
Najlepsza pomoc to taka, żeby cierpliwie i pracowicie zmieniać postawę roszczeniową do nauki na postawę aktywną. Tyle się mówi o aktywnym zdobywaniu wiedzy, w szkołach klasy autorskie, projekty, prezentacje… i co z tego? Nic… dalej dzieci przychodzą i oczekują, że ktoś magicznie sprawi, że wiedza i umiejętności same będą się pojawiać, podczas kiedy one będą sobie rozprawiać o wyższości Lego Ninjago nad PSP. A jak się ta magia nie dzieje – to zaczyna się orka rodzicielska, korki, douczki, dodatkowe lekcje, bo potrzebny wynik. A gdyby tak o ten wynik zawalczyć zmieniając podejście do sprawy? Tak, tak, wiem – obrazoburstwo szerzę:) w epoce szkoły, w której nie można nie zdać z klasy do klasy bez zgody rodziców – domaganie się samodzielności edukacyjnej dzieci jest chyba lekkim fau pax. Ale co mi tam – będę próbować :))) W końcu trening aikido polega przede wszystkim na samodzielnym doskonaleniu siebie.
Najnowsze komentarze