Szatański plan…
Tak tu sobie kombinujemy i knujemy już od ubiegłego roku na temat telefonów. Tak, temat drażliwy, zwłaszcza teraz, kiedy ostatni rok właściwie przykuł większość nas do elektroniki, a dzieciom zrobił z tym całkiem porządne kuku. Wiele lat temu zdecydowaliśmy się robić obozy „offline”, bynajmniej nie dlatego, że uważamy telefony za zło tego świata. Po prostu chcieliśmy, żeby dzieci miały szanse same stanowić o sobie i same pokłócić, a potem pogodzić się z kolegą, bez ochronnej interwencji rodzica.
Ja sama jestem wielką fanką technologii, które ułatwiają życie i pracę, choć słowo SMART (smart dom, smart TV, smart Kid i wszystkie inne smart) niesie w moim odczuciu element nadmiernego odmóżdżenia i utraty kontroli nad własnym życiem. Łatwo się przyzwyczaić, że układy scalone wykonują za nas proste czynności, a tym samym zwalniają z myślenia o rzeczach „mało istotnych” – światło samo się zapali, rolety się odsłonią, polecenia głosowe otworzą nam drzwi do domu itd. W tym miejscu zawsze przypomina mi się reklama „smart domu” z aktywacją głosową wejścia do mieszkania, gdzie chłopak poszedł do dentysty, znieczulili mu szczękę i po powrocie system nie był w stanie go rozpoznać, bo…no cóż, bełkotał – jak to ze znieczuleniem 🙂 A wszystko było smart…
Ale ja w sumie nie o tym smarcie chciałam, tylko o tym, że jesteśmy za pomocą telefonu uwiązani do siebie również w relacjach międzyludzkich. Telefon pełni rolę naszej więzi, powięzi, a często krótkiej smyczki. I owszem, całkiem prywatnie doceniam fakt, że można się skontaktować z każdym kiedy się chce, ale jednocześnie zaczynam odczuwać irytację, że kiedy nie odbieram telefonu bo „coś”, to robi się lekko nerwowa atmosfera. No bo jak to, tak, nie być dostępnym?
Pamiętacie czas kiedy nie było telefonów komórkowych? Ja pamiętam doskonale, co więcej pamiętam, że telefon stacjonarny to był rarytas, a jak się chciało skontaktować z matką będąc na obozie – trzeba było wykonać niezłe manewry (poczta, list, telefon z budki itd). Nie, nie tęskno mi za tamtymi czasami, ale staram się o tym pamiętać, żeby zachować równowagę i prawo do bycia sobą, a nie częścią zbiorowej telefonicznej sieci informacyjnej. I zawsze online.
No ale do brzegu… szatański plan polega na tym, że chcielibyśmy zacząć namawiać Was, Rodziców, do rezygnacji z codziennych telefonów do dzieci. UWAGA! Nie mylić z brakiem zainteresowania dzieckiem i tym, co się z nim dzieje!
Trochę już zaczęliśmy w tym roku (od grupy RO)… bo w sumie, 16-17 latki to już powinny sobie 12 dni bez rodziców radzić 🙂 mając zapewniony wikt, opierunek, towarzystwo rówieśnicze i wsparcie innych dorosłych. Namawialiśmy Państwa na zbiórce do „nie dzwonienia”… no może raz, kontrolnie, ale nie 10 x w ciągu 12 dni. 🙂
Dziecko (ile lat by nie miało) to mały człowiek, który potrzebuje poczuć się istotą niezależną, bo mu to jest potrzebne do zrównoważonego rozwoju. Nie ma szans, kiedy codziennie ma obowiązkowo rodzica na linii.
Kiedyś usłyszałam argument, że „my mamy z córką taką zasadę, że codziennie ze sobą rozmawiamy, co by się nie działo”… Piękna zasada, ktoś powiedziałby – cudowna więź, ale komu tak naprawdę to pomaga? Kto tego potrzebuje najbardziej? Obrazoburczo powiem, że nie jest to raczej dziecko…
I tu dochodzimy do tematu tworzenia relacji, czyli bezpiecznego stylu przywiązania, który sprawia, że mały człowiek staje się samodzielnym, dużym człowiekiem i potrafi tworzyć satysfakcjonujące związki i budować fajne relacje w swoim życiu. O tym myślę, że wkrótce słowo powiem, pod rozwagę, w kontekście naszego szatańskiego planu…
Yoshi
prośba o dużo zdjęć i niech dzieci wiedzą że te zdjęcia będą rodzice oglądali ,,,i myślę że bez telefonów damy radę …..pozdrowionka
Tylko żebyśmy nie przesadzili -„nie dzwoniliście i myślałem, że umarliście albo coś”,
Nie ma takiego zagrożenia jesli się sprawy dobrze przeprowadzi zawczasu 😉