Dziecko w nie-równowadze…
W nawiązaniu do dnia równowagi, słów kilka o tym dość skomplikowanym zmyśle. O prawidłowej równowadze nie decyduje tylko narząd przedsionkowy (inaczej zwany błędnikowym) znajdujący się w uchu wewnętrznym, ale też wzrok i oczywiście propriocepcja. Dopiero informacje pozbierane z tych zmysłów i poskładane w mózgu dają nam prawidłową równowagę, albo problemy z równowagą. Mózg na podstawie analizy danych wysyła odpowiednie informacje głównie do mięśni okoruchowych i szkieletowych, aby możliwa była stabilizacja widzenia i zachowanie równowagi w różnych pozycjach głowy i ciała. Jeśli więc któryś z tych zmysłów nie działa prawidłowo – z równowagą też będzie słabo. Nie chciałabym się tu specjalnie rozwodzić na długi wpis merytoryczny, bo o tym w internetach głośno. Mówię o tym, żeby mieć na uwadze, że jeśli dziecko ma trudności z równowagą – wymaga szerszego spojrzenie na inne zmysły i ich integrację. Nie wystarczy, żeby chodziło po równoważni do upadłego, aż się nauczy. Trzeba podziałać wieloaspektowo, obejrzeć trudności z kilku stron i podjąć szersze działanie.
Zada teraz ktoś pytanie, a po co się tak zagłębiać i rozdrabniać? Bez sensu, dajmy sobie siana i jakoś to będzie… poćwiczy, jak się uda to się uda, w końcu nie musi być przecież linoskoczkiem.
Otóż, warto dlatego, że problem z równowagą to jest objaw i oznaka, że gdzieś coś nie funguje jak trzeba. A jak nie funguje w jednym miejscu i nie zaczniemy naprawiać, to w innych miejscach też się nie poprawi. Nie ma też sensu robić wszystkiego naraz bez analizy, bo może nawet nie ma takiej potrzeby? Wystarczy popracować nad jednym głównym problemem, żeby poprawiły się inne? Przykład: przy zaburzeniach funkcji wzrokowych dzieci znacznie lepiej utrzymują równowagę z zamkniętymi oczami niż z otwartymi, co wychodzi w próbach. Bywa, że z oczami zamkniętymi jest norma, a z otwartymi dużo poniżej.
Wiadomo też, że deficyt może się skompensować (tak jak jedne narządy przejmują funkcje innych) i to funkcjonowanie będzie szło, po japońsku „jako-tako” 🙂 . Ot, w którymś momencie padnie stwierdzenie ” ja to nie będę jeździć na nartach, ja się nie nadaje do tańca, ja się nie nadaję do grania w piłkę, ja się nie nadaję….” I tak już zostanie. Idę o zakład, że znacie wielu dorosłych, którzy czegoś nie robią, bo się do tego we własnym mniemaniu „nie nadają”. Poszli, spróbowali, przerazili się odczuciami z własnego ciała i wycofali raczkiem. (do tego dołóżmy oczywiście wstyd przed innymi i parę innych demotywujących okoliczności). To często Ci, u których integracja zmysłowa nie poszła jak należy 🙂 i na dokładkę kompensacja też się nie włączyła w trybie max. A czasem by chcieli, ale są przekonani, że im to nie wychodzi i nigdy nie wyjdzie, więc rezygnują. Chociaż… czasem podejmują walkę, co widać na naszej macie 🙂 Niezintegrowani dorośli integrują się przez Aiki 🙂 bo Aikido jest świetne do integracji sensorycznej.
Bardzo często, kiedy omawiam z Rodzicami wyniki diagnozy i rozmawiamy o trudnościach dziecka słyszę „O, to ja mam tak samo! O, to jakbym mojego męża widziała ” :). Nic dodać nic ująć. Jak mawia pewna moja koleżanka „genów łyżką nie wydłubiesz” :). Ale dlaczego nasze dzieciaki mają powielać nasze trudności? To co warto robić, to przyglądać się rozwojowi dzieci w tych najprostszych aspektach, które możemy zaobserwować (jazda na rowerze, rzucanie i łapanie piłki, stanie na jednej nodze, podskakiwanie) … i jeśli coś Was niepokoi – to pytać.
Oddalając się na jednej nodze na Olimpiadę Wielozmysłową…
Yoshi
Najnowsze komentarze