Samodzielnym być…
Często kiedy Rodzice pytają mnie o to, co dziecko musi spełnić, żeby jechać na obóz, mówię wprost ” Musi chcieć pojechać i być samodzielne / samoobsługowe”. Kiedyś jeszcze dodawałam, że sięgać głową ponad stół 🙂 , żeby zobaczyć co można nałożyć na talerz, ale w ostatnich czasach wiek najmłodszych obozowiczów znacznie się podniósł. Kiedyś najmłodsi mieli po 6 lat, teraz przeważnie 7 albo 8. Ale kwestia samoobsługi pozostała niezmiennie, tyle, że przy teraz 8 latkach ich niemoc zaczyna jeżyć włosy na plecach 🙂
I nie, żebym tu wyrzekała, w kategorii „a kiedyś to było inaczej”. Myślę o tym, że większość umiejętności samoobsługowych dzieci powinny posiąść maksymalnie do 4 roku życia, te trudniejsze może trochę później, ale jeśli siedmiolatek nie potrafi poprawne używać sztućców (trzech, mam na myśli też nóż), to nie jest specjalnie dobrze. To świadczy albo o tym, że kotlet zawsze wjeżdża w domu pokrojony, albo o trudnościach dotykowych i w małej motoryce. Obie rzeczy wymagają zastanowienia 🙂 A tym nożem to w ogóle jest ciekawa sprawa, podobnie jak z guzikami.
Kiedy pytam Rodzica w gabinecie czy dziecko potrafi używać noża, często słyszę ” Nie, jeszcze nie próbowaliśmy, bo boje się, że sobie coś zrobi”… Ale ja przecież nie pytam o nóż do filetowania ryb? Pytam o zwykły, często niespecjalnie ostry nożyk z kompletu „platerowego”, którym da się podziabać wyżej wspomnianego kotleta. Dla maluchów produkuje się nawet specjalne sztućce. Jeszcze lepsza jest akcja z guzikami. Pytam: „Czy dziecko potrafi zapinać i rozpinać guziki?” I słyszę, nieeeee, my nie mamy nic na guziki. Mamy w sumie jedne spodnie ale on ich nie lubi, bo mają guzik, a mu z guzikiem trudno. I o ile jest to jeszcze jakoś tam zrozumiałe w przypadku 2-3 latka, o tyle, 6-7 latek… hmmm… raczej już asortyment ubrań na guziki powinien posiadać i umieć je samodzielnie obsługiwać. Męskie spodnie dla starszych (nie dresowe) póki co rzadko bywają na gumkę (może to nisza rynkowa? :), spodnie garniturowe też, nie mówiąc już o koszulach do krawata czy bluzkach. A zwykłe jeansy?
Kiedy pozbawiacie dzieci możliwości doświadczania świata na różne sposoby, pozbawiacie je jednocześnie umiejętności samoobsługowych.
Pamiętacie taki mem w internetach? Rozmawiają dwie panie i jedna mówi do drugiej: ” Pani córka to jest taka samodzielna, jak pani to robi? A druga pani odpowiada – „Pozwalam jej”. No właśnie… 🙂 Rzecz zasadza się na stwarzaniu okazji albo też po prostu na ich wykorzystywaniu i pozwalaniu. Na powstrzymywaniu się od decydowania o wszystkim, od bycia „Perfekcyjną Panią Domu” (albo Panem) gdzie wszystko albo idealnie w kostkę albo wcale. Dziecko musi próbować SAMO, doświadczać, pomylić się, naprawić, musi mu się nie udać po to, żeby wiedziało jak to jest, kiedy się udaje i jak coś zrobić. Poprosić o pomoc i ją dostać w formie wsparcia – nie wyręczenia.
Z tymi guzikami i sztućcami to jeszcze cała historia o dotyku i jego wpływie na małą motorykę, ale może to odłożę na wpis dotyczący tego zmysłu, który zresztą dzisiaj u nas jest na piedestale.
Co to znaczy zatem, być na obozie samoobsługowym? 🙂 Ot, dosłownie parę prostych przykładów spośród całej masy…
1. Wiem gdzie mam torbę z ubraniami i wiem, gdzie są w niej potrzebne rzeczy. Pakowanie, sztuka magiczna dostępna przeważnie mamom, które jak czarodziejki wypełniają torby ubraniami bez udziału publiczności. A to powinien być teatr jednego widza…ja wkładam – Ty patrzysz i widzisz co wkładam i gdzie. Przy okazji, zauważasz i zapamiętujesz, jak wyglądają Twoje ubrania 🙂 Bardzo cenna wiedza w czasie kiedy trzeba wybierać wśród ubrań kolegów czy koleżanek.
2. Potrafię założyć ubranie odpowiednio do pogody – czyli kiedy widzę deszcz, biorę kurtkę, kiedy sempai mówi, że jest zimno – wkładam bluzę. Potrafię też tę bluzę samodzielnie zdjąć, kiedy z deszczu nagle robi się upał i 30 stopni. Bez rozkazu 🙂
3. Potrafię znaleźć swoje rzeczy, które mają komplet (jak np. skarpety?), a jeśli nie potrafię, zakładam dwie różnokolorowe skarpetki, a nie płaczę, że nie ma drugiej i to uniemożliwia mi jakiekolwiek dalsze życiowe czynności. Dwie różnokolorowe skarpety to lepiej niż żadna 😉
4. Potrafię się rozebrać, a następnie złożyć swoje rzeczy w jednym miejscu (nie w kancik czy kostkę, po prostu w jednym miejscu), tak, żeby nie leżały porozrzucane po całym pokoju.
5. Potrafię sięgnąć po talerz stojąc 10 cm od niego (czy Sensei może podać mi talerz?!) oraz użyć widelca i łyżki, żeby nałożyć jedzenie na talerz. Przy czym doceniamy niezwykle wprost umiejętność użycia grzecznościowej formy w sytuacji proszenia o pomoc, ale nie kiedy prosi się o obsługę? 🙂
5. Potrafię odsunąć sobie krzesło, usiąść przodem do stołu, a następnie je przysunąć. Nie bokiem, na jednym pośladku, jedną nogą, wciśniętym pod obrus, z jednym łokciem pod kolanem, a drugim na stole….
6. Potrafię przetransportować jedzenie do ust bez porozrzucania go dookoła siebie. Potrafię zrobić sobie kanapkę. (smarowanie masłem jako czynność wymagająca wirtuozerii – zdecydowanie na propsie 🙂 ) Wiem, że nie powinno się '”grzebać rękoma” w ogólno dostępnym jedzeniu, nadgryzać kolejnych kanapek zanim nie skończy się pierwszej, zjadać to co jest na talerzu, zwłaszcza jeśli się samo sobie to wybrało (a nie ktoś nałożył).
7. Potrafię nacisnąć klamkę i wejść do pokoju po usłyszeniu „proszę” nawet jeśli drzwi trzeba lekko popchnąć. Tu nacisk na „potrafię nacisnąć klamkę” z wyłączeniem opcji „stoję i płaczę pod drzwiami, aż magicznie się otworzą’.
8. Potrafię złożyć w miarę przyzwoicie swoją kołdrę po wstaniu z łóżka tak, żeby łóżko nie wyglądało jak świeżo opuszczony barłóg niedźwiedzia po zimowym śnie.
9. Potrafię powstrzymać się od zadawania pytań o to samo co 10 sekund, rozumiem, kiedy ktoś mówi „nie w tej chwili, robimy teraz coś innego”, „teraz jem, pozwól mi zjeść spokojnie”, 'teraz rozmawiam, proszę nie przeszkadzaj mi / nie wtrącaj się do rozmowy”. Dodam, że żadne z powyższych nie dotyczy sytuacji „emergency”, kiedy dorosły przerywa natychmiast to co robi, bo trzeba spieszyć na ratunek.
I można by tak mnożyć i mnożyć. To jest ta część samoobsługi wynikająca z rozwoju, z moim pojęciu całkowicie naturalnego. Mówimy o dzieciach sprawnych, w normie intelektualnej, którym jedyne czego potrzeba, to normalny życiowy trening behawioralny 🙂 A jeśli potrzeba im czegoś więcej, bo nie dają sobie rady choćby nie wiem jak się starały, no to też jest to ważne spostrzeżenie i warto w tej kwestii coś przedsięwziąć, bo samo się nie naprawi…
Trening czyni mistrza, brak treningu – wicemistrza 🙂
Z wyrazami wsparcia na przyszłość, prosto z pola nieustającego treningu
Yoshi 🙂
Ale różnokolorowe skarpety od dawna są na propsie, sama nosze:) Załatwiają też jednym ruchem problem ginących par w pralce, już nie trzeba szukać…
Ale moje dziecko z założenia nosi 2 różne skarpetki ,- nawet nie wiem czy jakaś regularną parę spakowała 🙂