…żabka Delissa i inne…
…Uff! Pierwsze koty za płoty. Za nami wyjazd, przejazd, dojazd, rozlokowanie, rozpakowanie, układanie, obiadowanie , kolacjowanie i wieczorne wariowanie:) Udało się wyjechac z Warszawy wszystkim, nawet tym, którzy szli w zaparte, że wyjazd jest w niedzielę i nie stawili się na zbiórce:) Ech…
Misterny plan poszedł niestety w diabły, bo kierowca drugiego autokaru zamiast jechać tak jak zwykle z nami – nagle postanowił słuchać GPS-a i troszku mu GPS na rondzie nie ten kierunek wskazał. A że mówił ponętnym kobiecym głosem – to skończyło się na objeździe i ponad godzinnym opóźnieniu. No ale sytuacja była pod kontrolą, wszyscy dojechali i to najważniejsze.
Potem było jedzenie, a po jedzeniu musiał być dany upust nagromadzonej energii. Euro w wydaniu mini w połączeniu z łowieniem mini żabek (Sempai, Sempai…mam złotą żabkę i ma na imię Delissa…), grą w siatkę i zwyczajnym chomiczkowym bieganiem w kółko.
Przed kolacją wszyscy zebrali się na macie, żeby zainaugurować otwarcie obozu, poznać nowych i starych Sempaiów, wysłuchac jednozdaniowej mowy Senseia (tak, tak, jednozdaniowej – nie przejęzyczyłam się :)) i uściskać kogo trzeba. Po kolacji – znowu wariowanie, bo w sumie inaczej tego się nie da określić. Chociaż nieeeee, właściwie to polityczna poprawność nakazywałaby powiedzieć, że była to zabawa swobodna pod nadzorem wychowawców. Ale co się będziemy oszukiwać 🙂 – dzisiaj to było zwyczajne wariowanie i wydatkowanie nagromadzonych emocji.
Czarni zebrali się na ognisku i tradycyjnie „pasowali” dosłownie i w przenośni nowych członkow grup. O ile mi wiadomo, nikt nie ucierpiał 🙂 a niektórzy nawet ustawiali się w kolejce do pasa na ochotnika i po kilka razy:). A Sempaie bynajmniej nie szczędzili przyłożenia reki. No ale Czarny twardy być musi i chojrak…a pośladki widać w tym roku nie z porcelany:)
Była też próba wkrętu – udaremniona. Zdecydowanie MP3 jest to sprzęt elektroniczny i to jak najmniej pożądany. Nie, żebyśmy nie lubili muzyki, bo lubimy bardzo. Ale leżenie czy chodzenie ze słuchawkami na uszach – to kiepski pomysł w grupie i miejscu, gdzie jest mnóstwo fajnych rzeczy do roboty. Ten obóz ma zupełnie inne cele:) Ja osobiście (tak zupełnie prywatnie ) tępię tych, którzy próbują udawać, że ze mną rozmawiają mając na uszach słuchawki. I nie przypominam sobie, żebym w zeszłym roku wydawała specjalne zgody na posiadanie MP3/MP4:) – jeśli było w grupie – to znaczy, że był przekręt, oszukaństwo i przemyt. Ale co było w zeszłym roku – w tym już się nie liczy i nie wracamy do tego. Taka uwaga na marginesie, jakby ktoś nie doczytał w obozowych wskazówkach 🙂
Ogólnie – po pierwszym dniu – wszyscy zmęczeni, nakręceni ale zadowoleni:) I dają sobie radę bez Was:) – naprawdę..:)) Trzeba być dzielnym, moi drodzy Państwo. Dacie radę!:) Wy też wytrzymacie! Rodzic małego ninja nie może być mientki:)))
I teraz sprawa ważna – telefonowanie. Spokojnie – wdech i wydech, cierpliwości – dajcie dzieciom szanse przeżyć coś, o czym bedą mogły opowiedzieć:)… Jutro przed południem wrzucimy informację kto na jaki numer i o której dzwoni i zaczynamy telefonowanie dopiero PO POŁUDNIU. A potem już w/g harmonogramu.
Jutro ważny dzień, układanie hymnów, malowanie proporców, wybieranie nazwy. Jak nazwy się pojawią – to zdradzę tajemnicę, jakie były propozycje alternatywne:) Wcześniej nic zdradzić nie mogę…choć zabawne to bardzo było..zwłaszcza w Błękitkowej grupie, która już w autokarze pracowała usilnie nad nazwą…
A poki co – dobranocka 🙂
Yoshi
Widzę, że jak zawsze czytanie ze zrozumieniem komuś sprawia trudności (mam na myśli MP3)