W świecie dotyku…
…dzisiaj było delikatnie, średnio i mocno. Jak wiadomo w Aikido liczy się wyczucie, więc techniki dziś miały szczególny walor dotykowy. Prowadzenie opuszkiem palca, z zamkniętymi oczami, wyczuwanie dotykiem partnera… trening „empatii ruchowej”.
– Co to jest puszek?
– Coś metalowego 🙂
– Kto lubi dotyk piórkiem?
– Ja nie, bo można się zarazić chorobą…
I takie tam…
Po południu było trochę czasu na zabawę swobodną, czytanie, granie, bieganie, plac zabaw, swobodną pracę w grupach, szałasowanie, zabawy w lesie. Po kolacji – grupowa wizualizacja bodźców dotykowych :), szerszej publiczności znana pod nazwą „Narysuje Ci coś na plecach, a ty mi powiedz co” 🙂 Młodsi mieli buźki i emotikonki, starsi bardziej skomplikowane wzory. Każda grupa po trzy i rysowanie do skutku. Łatwo nie było, oj nie było.
Mamy też taką nową świecką tradycję, że jak ktoś nie pilnuje sztandaru, to można mu go zabrać, a potem musi go wykupić. Nie wolno zabierać z pokojów, ze stołówki, podczas treningu. Dzisiaj o wykupienie sztandaru grali w zbijaka Pomarańczowi z Różowymi. Poziom hałasu 107 dB zwielokrotniony o odbicie od dachu blaszanej hali…. OMG. Samoloty nad Decathlonem latają po cichu …;)
Trochę się wieczorem rozpadało, więc wiecie, Szanowni, trzeba gdzieś tam pocisnąć jakiś guziczek, żeby do rana przestało 🙂 i już bez takich psikusów do końca.
A poza tym, u nas, w Shogunacie, wbrew wątpliwości, która się gdzieś tam pojawiła, nie dzieje się nic, czego byśmy nie przerabiali na innych obozach. Nie ma mobbingu, stalkingu, bullyingu, ani żadnego innego ingu… Są normalne dzieciaki, które spotkały się pierwszy raz po baaardzo długim siedzeniu w domu przy kompach w towarzystwie dorosłych, co większości z nich nie wyszło na dobre i teraz próbują poukładać jakoś ten swój świat od nowa. Kłócą się i przepraszają, dokuczają sobie, przezywają się, godzą, podają rekę, znowu przepraszają, używają słów nieparlamentarnych, obrażają się na siebie i siebie nawzajem, a potem znowu przepraszają, robią głupie i nieprzemyślane rzeczy, za które im potem wstyd, ściemniają, a przy tym tęsknią, są zmęczone i różnymi metodami próbują wymuszać. I tak w kółko. W każdej grupie coś, każdy ma coś za skórą. Ale wszystkie afery i aferki są rozpatrywane, omawiane, zażegnywane, przepracowywane. Tam gdzie to jest konieczne, omawiamy wszystko z rodzicami i jesteśmy w kontakcie. Powiedziałabym, że prowadzimy stały proces treningu umiejętności społecznych połączonego z „terapią” indywidualną i grupową, treningiem zastępowania negatywnych emocji i pracą z emocjami. A poza tym, szanowni Państwo, to jest po prostu normalne życie, przed którym nie da się nikogo uchronić. Ktoś kogoś nie lubi, a innego lubi bardzo, kogoś bawi dokuczanie innym, dopóki jemu nie podokuczają, ktoś się na kogoś wścieknie i powie za dużo, potem mu wstyd i przeprosi, ktoś musi znosić w swoim otoczeniu osoby, z którymi nie ma feelingu, bo po prostu taka jest sytuacja. Czy nie doświadczamy tego na co dzień? Obóz to sytuacja bardzo specyficzna, na 12 dni spotykają się dzieciaki całkiem sobie nieznane, a czasem nieznane też nam, bo to mało możliwe poznać dziecko spotykając je na treningu 1 x w tygodniu przez godzinę. Dopiero kiedy widzimy się 24h/24 h – wiadomo kto zacz i co u kogo w trawie piszczy. A że wszyscy tu w kadrze mamy odpowiednie wykształcenie i doświadczenie, to próbujemy coś z tym zrobić. Nie dziwcie się zatem, że jest różnie. Inaczej nie będzie. Nigdy nie będzie obozu, na którym wszystkie dzieci są grzeczne, spokojne, uprzejme dla siebie, same ą, ę, ą… A my nie planujemy robić castingu na idealnego obozowicza. 🙂 Trening Aiki jest formą wychowawczą, sam fakt, że dzieci na niego chodzą z przyjemnością, a potem chcą jechać na obóz, świadczy o tym, że to jest dobre środowisko i im pasuje. A środowisko, które dziecko akceptuje to połowa sukcesu. To co możemy zrobić, to rozmawiać z Wami – Rodzicami i liczyć na to, że cokolwiek powiemy w tym roku, do następnego roku jest szansa, że zostanie przemyślane i może nawet przepracowane.
Sami sobie postawiliśmy wiele lat temu wysoko poprzeczkę, staramy się jej nie obniżać, ale to dlatego, że jesteśmy pedagogami i do tego Aikidokami. Pracujemy z dzieciakami cały rok, dostajemy materiał… cóż, wymodelowany nie przez nas, a przez domy i rodziny. A my, staramy się urabiać tę glinę najlepiej jak potrafimy:) Więc, myślę, że najlepszą zasadą jaką można przyjąć w tej sytuacji jest ” Kto jest bez winy niech pierwszy rzuci kamień…”. 😉
Chciałam też tylko tak dyskretnie zaznaczyć, że nie słyszę zbyt często, żeby na koloniach czy obozach sportowych organizowanych przez różne znane mi firmy, kluby czy organizacje, ktoś pochylał się nad każdym dzieckiem i zajmował się pracą wychowawczą. A my to robimy, bo jakie będziemy mieli dzieci – tacy z nich potem wyrosną dorośli. A że nie wszystko się uda… coż, nie mamy patentu na naprawianie świata, choć bardzo byśmy chcieli go mieć 🙂
Z aktualnie deszczowego Shogunatu, udając sie w kierunku miękkich piernatów.. 🙂
Yoshi
Najnowsze komentarze