Resume
Chciałoby się pisać codziennie, ale się nie udaje, bo jak się wstanie i weźmie za pracę w obozie, to zaraz jest 23.30 i trzeba iść spać, żeby nie zasilać i tak już licznego grona obozowych zombie.
A dzieje się u nas jak widzicie po zdjęciach mnóstwo, od rana do wieczora.
Ćwiczymy, bawimy się, plażujemy, mamy nawet jeden własny parawan! Plaża jest przekopana wzdłuż i wszerz tak, że jeśli ktokolwiek cokolwiek by tam zgubił w ciągu ostatnich 10 lat – to na pewno zostało znalezione.
Trwa cały czas walka Korsarze Shoguna kontra Piraci. Wczoraj Piraci zepchnęli do portów dwa korsarskie statki, więc korsarze trochę w defensywie.
Czarni byli na spływie kajakowym, wszyscy wrócili na ostatnich nogach (czy też rękach) ale zadowoleni – cały dzień wiosłowania rzeką robi swoje. Odespali i już znowu mogą walczyć:) Wczoraj na przykład…najpierw wieczorem były podchody a żeby już tak pociągnąć temat – rano pobiegli witać się ze słońcem. Było pięknie…tylko dlaczego biegiem – pytali niektórzy? 🙂
Dziś słońce jednakowoż postanowiło dać nam od siebie odpocząć, pokapuje co jakiś czas, pomży nieco, ale dramatu nie ma. Rano kolorowa drużyna szukała pirackich skarbów, a Czarni w tym czasie na śpiocha trenowali shihonage 🙂 Ale na macie…
Poza tym, wczoraj zrobiliśmy z kolorakami wycieczkę do Muzeum Bursztynu, było mamuty, smoki, dinozaury, można było zbierać bursztyny i zabrać je ze sobą. Przy okazji zaspokoiliśmy głód konsumpcji (były stragany z wakacyjnymi przydasiami!), lody i inne takie. Paragonów grozy – nie ma 🙂 choć niektórzy z kasą popłynęli. Ale w sumie – gdzieś trzeba wydać 🙂 Muzeum zaspokoiło również głód elektroniki – był film o bursztynie i wyrabianiu ozdób – zbiorowa hipnoza 🙂 Więcej wypraw do city nie planujemy – z nieskrywaną ulgą wróciliśmy za bramę ośrodka i popatrzyliśmy na ciszę i sosnowy las. A po drugiej stronie lasu – wydma i szumi morze… to znacznie zdrowiej dla umysłu niż śpiewające karuzele z konikami, Indianami, krzesła z okularami VR and stuff…
Szarzy budują szałas przed treningiem – może planują wyprowadzkę?
Słyszałam, że był też ślub w grupie Zielonej i Czerwonej, ale nie zostaliśmy zaproszeni, bo ceremonia była ściśle tajna. Wiemy z trzeciej ręki. Po dłuższej obserwacji, pan młody okazuje się jednak być lekkoduchem i bigamistą 🙂 a inni Zieloni idą w jego ślady…
Tak to jest, jak się posadzi przy jednym stole Czerwone z Zielonymi… dobrze, że taki wiek, że nie wyjdzie z tego żaden mieszany kolor 🙂
W odpowiedzi na pytanie, dlaczego nie obudziliśmy na wschód słońca małych koloraków odpowiadam, że jesteśmy drużyną Pogromców Smoków a nie Kamikaze 🙂
Poza tym wszyscy zdrowi na ciele, na umyśle póki co w miarę też, karmimy lokalne mewy, które poprzednicy przyzwyczaili i teraz sępią pod balkonami, Jeż Jerzy co wieczór przychodzi na saszetę kociego jedzenia.
Mieliśmy tu przez chwilę w Ośrodku grupę seniorów ze Zgierza, bardzo sympatycznych i towarzyskich – gdyby zostali dłużej zrealizowalibyśmy socjologiczny projekt – „wszystkie babcie i dziadkowie są nasi” 🙂 Niestety wyjechali i nie zdążyliśmy, ale chęci żeby nam pomagać mieli wielkie 🙂 Bardzo ciekawe i pozytywne doświadczenie. Było dużo fajnej energii 🙂
Dzisiaj nawiedziła nas miła pani z Sanepidu z lokalną panią policjantką (ot, tak, do towarzystwa) – trafiły akurat na sprzątanie przed komisją czystości. Pani z Sanepidu skwitowała wizytę słowami ” takie kontrole to ja lubię”. My też 🙂 – miła pani, my mili, kwity w porządku, w ośrodku wszystko zgodnie z wymaganiami, co tu więcej mówić. Byli tacy co chcieli od policjantki autografy… trochę fejmu nie zaszkodzi 🙂
Wieczorem kolejna bitwa na morzy – korsarze musza się odegrać…
To na razie pa 🙂
Yoshi
Najnowsze komentarze