Czy leci z nami pilot?
Przychodzi całkiem spory gentelman do Sempaia i mówi:
– Sempai – chciałbym się umyć.
– Ależ proszę, przecież wiesz, gdzie jest łazienka.
– No wiem, ale ja nie potrafię…
– yyyyyyyy??? ( tu proszę wstawić w wyobraźni obrazek kompletnie zbaraniałej miny Sempaia). No ale jak to, nie potrafisz? To jak się myjesz w domu?
– Ja się sam nie myję – pada odpowiedź. (tu wstawiamy drugi obrazek zbaraniałej miny).
Sempai zaprowadził delikwenta pod prysznic, pokazał jak działają krany z ciepłą i zimną wodą, zasłonił zasłonkę i spokojnie czekał, czy mycie się uda bez dramatycznych wydarzeń. Po minie wychodzącego spod prysznica wywnioskował, że było to nowe, dziwne doświadczenie. Ale jak wiadomo – trening czyni mistrza, więc co wieczór odbędzie się trening pod prysznicem:)
Gdyby nie było na to więcej niż jednego świadka, to powiedziałabym – niezła ściema:) Dzieciak się wygłupia, żarciki stroi, chce zwrócić na siebie uwagę, potrzebuje „zaistnieć”, próbuje czy się Sempai da nabrać… ale kurcze, nic z tych rzeczy. I tu włączył się mój detektywistyczny zmysł, bo zaczęłam się zastanawiać – jak to możliwe, żeby gentelman lat więcej niż 7 potrzebował supportu w takiej prostej samoobsłudze?
Może w domu ma tylko wannę, a tu prysznic, więc nie ma jak napuścić wody – a w domu czeka na królewicza zawsze pełna wanna? Może dwa osobne kurki w kranie to jak dwoje wrogich oczu – bo w domu kran z mieszaczem i co tu zrobić, jak nie wiadomo do czego czerwone, a do czego niebieskie? Może w łazience zawsze ktoś mu asystuje wydając rozkazy co się robi po kolei – asystenta zabrakło to konsternacja? Jestem w stanie wymyślić dość długą listę mniej lub bardziej prawdopodobnych powodów i wole może nie myśleć za długo, bo jeszcze przyjdzie mi do głowy, że dzieciak faktycznie jest przyzwyczajony, że ktoś go myje, a to by było w jego wieku ZUO?:) Ale tak na moje oko – to nasze dzieci są teraz bardzo często jak blondynka z niewybrednego dowcipu. Znacie Państwo ten dowcip o blondynce i brunetce?
Blondynka ma na głowie wypasione słuchawki i spotyka brunetkę .
– O, jakie fajne słuchawki – daj posłuchać muzy – mówi brunetka i zdejmuje blondynce słuchawki z głowy . I nagle – blondynka zemdlała. Brunetka , zdziwiona zakłada słuchawki na uszy, a tam słychać „wdech – wydech, wdech – wydech”.
Dowcip taki sobie (seksistowski jak to mówią) ale idealnie oddaje zdalne sterowanie jakiemu podlegają teraz dzieci. Świat – wiemy, straszny jest i niebezpieczny, ale tylko wtedy, kiedy go takim będziemy widzieć i projektować. Za naszego dzieciństwa (a przynajmniej za mojego – był chyba z gruba taki sam, ale jakoś tego tak TVN nie rozdmuchiwał i nie wpędzał w paranoje – bo nie było TVN:)). Dzieciaki wychowywane były intuicyjnie i zdroworozsądkowo, bez wydumanych teorii psychologicznych, wiadomo było kto jest kim, kto ma autorytet, komu podskakiwać nie ma sensu, a komu można „wejść na głowę”:). Jak kto dostał wciry od kolegów – to dostał, czasem rodzic interweniował:) jak za bardzo, ale raczej trzeba było swoje sprawy rozwiązywać samodzielnie. Mycie było naturalną konsekwencją brudzenia się na podwórku. Umiejętności społeczne – naturalną konsekwencją spotykania się i ścierania charakterów w grupie.
Teraz – podwórko zastąpiły osiedlowe zamknięte bezpieczne getta z wypielęgnowaną zielenią i wypasione place zabaw spełniające Unijne normy. Tablet, komp i telefon to najlepsi kumple, a pilota do dziecka dzierży Wszechwiedzący Rodzic, który zna odpowiedź na każde pytanie:) i rozwiązanie każdego potencjalnego problemu, z jakim może zetknąć się jego dziecko. I co więcej, dokłada wszelkich starań, żeby problem nie stanął jego dziecku na drodze. A jak się nie uda – to cały świat jest winny…
I powiedzcie mi – gdzie w tym wszystkim jest normalny rozwój osobniczy? Gdzie czas na eksperymenty, mylenie się, ponoszenie konsekwencji? Jak się nie przewrócisz – to się nie nauczysz 🙂 mówi stare przysłowie.
Ja jestem z tych, co uważają, że nic tak nie uczy jak własne doświadczenie. Rolą dorosłego jest kochać i wspierać dziecko, pomagać mu swoim doświadczeniem i radą, pocieszać, motywować, budować poczucie wartości ( ale nie bezkrytyczne), ostrzegać przed niebezpieczeństwem, czasem chronić i zakazywać, czasem ukarać – ale nie robić i myśleć za nie. Dlatego, osobiście „ wyganiam” z szatni Przemiłych Wszechwiedzących, którzy ubierają i rozbierają bezwolne „laleczki” stojące z rękami w górze i czekające na bluzeczkę. Już trzylatek (a co dopiero starsze dziecko) powinien ubierać i rozbierać się sam – czy się mylę?:) W którymś momencie trzeba sobie powiedzieć „ haaalo, STOP, to już jest egzemplarz samoobsługowy”:), osobny byt, ma mózg, potrafi się uczyć) i dać mu szansę założyć podkoszulek tył naprzód i majtki na lewą stronę :). No bo co się stanie strasznego jak tak zrobi? No przecież nic:) – co najwyżej ucierpi ego dorosłego, jak sąsiadki oplotkują, że dziecko niezadbane i na lewą stronę ubrane chodzi. Cóż, nie jestem przez to zapewne ulubienicą publiczności (zwłaszcza babć :))…ale co robić….
Ale konsekwencje są takie – dopóki pilot pod ręką – taki egzemplarz funkcjonuje poprawnie. Jak pilota brakuje – to kraksa i wypadka z toru. Bo to jak na torze wyścigowym – kiedy gra toczy się o wysoką stawkę dobry pilot się przydaje, ale przecież ten sam kierowca musi umieć przede wszystkim doskonale jeździć samodzielnie:).
I proszę mnie źle nie zrozumieć – uwielbiam wypasione place zabaw:) Tablet, telefon i komputer to moje codzienne narzędzia pracy i doceniam fantastyczną erę postępu technicznego (dzięki któremu na przykład teraz się komunikujemy) wszystko to jest MEGA! Ale metody wychowawczej „dziecko na pilota” nie lubię i chyba już nie polubię, bo każda komórka mojego mózgu na samą myśl krzyczy głośno „NIEEEEE!” A mózg mam tylko jeden, nie jest najgorszy i postanowiłam go szanować i nie narażać na większe nieprzyjemności niż to konieczne:))
myslę, że bez problemu:)) Wszyscy znają OKW Jakubowo:)
Zmienił się adres. Czy listy na poprzedni dochodzą?
…robim co możem :)) a co nie możem też czasem robim, ale nie zawsze się udaje…:)
To nie dzieciątko winne… Tylko my wszyscy, starsi… jesteśmy mało doskonali… A wielu z nas liczy, że ktoś (sempai)… załatwi za nas sprawy wychowawcze… Boć to przecież wysiłek… I biję się we własny cyc, że pokładam w Was wiarę od tylu lat… I nie zawiodłem się nigdy… Nie spieprzcie tego… 🙂
Amen